Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > czytelnia > Jezus był... dokument tekstowy  
 

JEZUS BYŁ ŻYDEM

FRANCISZEK MICHALUK

 
 

Oczywiście wiedziałem o tym. Lecz im więcej badałem Jego osobę, tym bardziej przekonywałem się, jak bardzo Jego człowieczeństwo zeszło w moich oczach na drugi plan. Kiedyś tydzień po tygodniu powtarzałem w kościele wyznanie wiary: „...narodził się z Maryi Panny, umęczony pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowany, umarł...” Czyżby wobec tego w okresie pomiędzy urodzeniem a śmiercią nic się nie wydarzyło?

Podczas pochopnych prób interpretacji Jego życia jakoś schodzi na drugi plan to, co Jezus czynił na ziemi w ciągu trzydziestu trzech lat swego pobytu na ziemi. Człowiek, który wtedy przemierzał zakurzone drogi Palestyny, był prawie przeze mnie nie dostrzeżony, podobnie jak przez wielu innych ludzi, którzy otrzymali rzekomo chrześcijańskie wychowanie. Wierzyłem w Jezusa, „Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego”, ale nauczyciela — rabina Jezusa, syna Józefa, Żyda z Nazaretu, nie znałem.

Podczas moich poszukiwań w bibliotece dowiedziałem się o pewnej godnej uwagi zmianie, jaka dokonuje się
w ostatnich latach: wśród Żydów budzi się na nowo zainteresowanie Jezusem. Obecnie w Izraelu dzieci uczą się w szkole, że Jezus był wielkim, jeżeli nie największym żydowskim nauczycielem, „przejętym” później przez nie-Żydów.

Już w pierwszym wersecie ewangelii przedstawiony został Jego niezaprzeczalnie żydowski charakter: „Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawidowego, syna Abrahamowego” MAT. 1,1. Jezus wzrastał w epoce, gdy rodziny żydowskie wybierały dla swoich dzieci imiona z czasów patriarchów i wyjścia z Egiptu. Jezus został obrzezany jako niemowlę, już we wczesnych latach życia brał udział w żydowskich świętach w Jerozolimie, a jako dorosły człowiek chodził w sobotę na nabożeństwa do synagogi oraz świątyni. Nawet Jego burzliwe dyskusje z innymi Żydami, na przykład z faryzeuszami, świadczą o tym, że oczekiwano od Niego takiego samego światopoglądu i zachowania się.

W okresie mojej młodości nie znałem ani jednego Żyda. Dzisiaj jest inaczej. Dowiedziałem się trochę o ich kulturze. Żydzi utrzymują ścisłe więzi rodzinne, obchodzą święta żydowskie — dzieje się to także w rodzinach, które nie wierzą już w ich znaczenie, toczą zaciekłe dyskusje, które na początku wydawały mi się niebezpieczne jako wyraz osobistego zaangażowania, lecz wkrótce mnie zafascynowały, zakon, a zwłaszcza dekalog, cieszy się ich szczególnym uznaniem, umieją wziąć się w garść, śpiewać i śmiać się nawet wtedy, gdy świat nie daje powodów do radości. []

To była kultura, w której wzrastał Jezus. Owszem, zmieniał ją, lecz zawsze jako Żyd. Kiedy zastanawiam się, jak mógł wyglądać jako nastolatek, myślę o chłopcach z mojego sąsiedztwa. A kiedy ta myśl mnie porusza, przychodzi mi do głowy, że za swoich czasów Jezus wywoływał taką reakcję: „Chłopiec żydowski na pewno..., ale czy Syn Boży?”

JEZUS NIE POSTĘPOWAŁ JAK ŻYD

Nawet architektura świątyni była wyrazem żydowskiej wiary w drabinę społeczną, której każdy kolejny „szczebel” prowadził coraz bliżej Boga. Poganie i mieszańcy, na przykład Samarytanie, mogli przestąpić próg zewnętrznego dziedzińca, od następnej części świątyni, gdzie dopuszczane były żydowskie kobiety, dzieliła ich ściana. Mężczyźni żydowscy mogli iść trochę dalej, ale tylko kapłani mieli dostęp do miejsca świętego.

Społeczeństwo tworzyło w zasadzie system kastowy o różnych stopniach świętości, który faryzeusze stale umacniali dzięki swojej skrupulatności. Przez swoje liczne przepisy dotyczące umywania rąk oraz unikania rytualnego zanieczyszczenia usiłowali przypodobać się Bogu. Czyż Bóg nie powiedział, jakie ofiary Mu się podobają (bez skazy), a jakie nie (ułomne, nieczyste)? Według ich przekonań Bóg wypędził ze świątyni grzeszników, kobiety w czasie menstruacji, ludzi z fizycznymi wadami oraz inne „niepożądane” osoby?

W ten religijny system kastowy wkroczył Jezus, który nie miał skrupułów, gdy kontaktował się z dziećmi, grzesznikami, czy nawet Samarytanami. Dotykał „nieczystych” lub pozwalał, by dotykali Go trędowaci, ułomni, niewiasty cierpiące na krwotok, obłąkani lub opętani. Mimo że prawo rytualne po dotknięciu chorego zalecało jeden dzień oczyszczenia, Jezus uzdrawiał wielu ludzi. Dotykając ich, nigdy nie zważał na przepisy rytualne
o dotykaniu chorych, a nawet zmarłych.

On podważył powszechnie panujące ówczesne przesądy. Faryzeusze wierzyli, iż dotknięcie pewnych osób kala ich. Jednak gdy Jezus dotknął pewnego trędowatego, On nie stał się przez to nieczysty, a chory został uzdrowiony. Kiedy pewna kobieta lekkich obyczajów umyła Mu nogi, otrzymała przebaczenie i odeszła nawrócona. A gdy, wbrew panującym obyczajom, Jezus przestąpił próg domu poganina, jego sługa został uzdrowiony. Ktoś powiedział: „Zaraźliwa moc świętości silniejsza jest od niebezpieczeństwa zarażenia się nieczystością”. Zamiast poselstwa: „Niepożądanym wstęp wzbroniony”, Jezus głosił: „W królestwie Bożym nie ma niepożądanych”.

Jego postawa wpływa na mnie dzisiaj przekonująco, ponieważ czuję, że istnieje dążność w odwrotnym kierunku. Podczas gdy w społeczeństwie wzrasta niemoralność, słyszę wokoło żądania: „Mniej łaski i więcej moralności!”, „Precz z homoseksualistami!”, „Ograniczyć pomoc matkom samotnie wychowującym dzieci!”, „Wypędzić bezdomnych!”, „Surowo karać przestępców!” Podzielam głęboką troskę o nasze społeczeństwo. Nie ulega też wątpliwości, że chrześcijanie powinni bronić moralności. Czyniąc to musimy jednak brać przykład z Jezusa i kochać grzesznika nienawidząc grzechu. Moc łaski okazywanej przez Chrystusa, który przyszedł do chorych, nie do zdrowych, do grzesznych, a nie do sprawiedliwych, pokonała mnie. Przez połowę życia buntowałem się przeciwko Zbawicielowi. Kiedy wypiłem pierwszy łyk wody życia, oferowanej przez Chrystusa, wiedziałem, że zostałem zmieniony na zawsze. []

JEZUS I POLITYKA

Niedawno, studiując ewangelie, zwróciłem uwagę na to, jak apolityczny był Jezus. Poza tym zdumiewa mnie to, co się dzieje wówczas, gdy chrześcijanie przegrywają wojny. W byłych państwach komunistycznych najgorsze zmory chrześcijan stały się rzeczywistością. Rządy te zmusiły chrześcijaństwo, by zeszło do podziemia. Pewien misjonarz, pracujący w Afganistanie, wyznał, że Afgańczycy, zrównawszy z ziemią chrześcijański kościół, wykopali pod jego fundamentami olbrzymi rów, słyszeli bowiem o istnieniu podziemnego kościoła! Natomiast podczas fali prześladowań w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych chińscy chrześcijanie musieli płacić grzywny, byli więzieni i torturowani. Lecz pomimo ucisku ze strony państwa zaczęło się duchowe przebudzenie. Około pięćdziesięciu milionów chrześcijan połączyło się razem i utworzyło niewidzialne królestwo, choć to widzialne kazało im za to cierpieć.

Dzisiaj naśladuję Jezusa — tego niezwykłego Żyda z Palestyny, żyjącego w pierwszym stuleciu naszej ery, który stanął w opozycji w stosunku do zrutynizowanego religijnego rządu oraz pogańskiej monarchii. Obie potęgi, które zwykle kłóciły się ze sobą, połączyły się, aby Go powstrzymać. A jakie było Jego stanowisko? Nie walczyć, tylko oddać życie za wrogów, składając je w darze, jako dowód swej miłości. Jedne z ostatnich słów, które wypowiedział, zanim umarł na krzyżu, brzmiały: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

Kiedyś rozmawiałem z kimś, kto w pewnym momencie stwierdził: „Ja nie idę za Chrystusem, chociaż jestem wierzącym, ale kiedy Pan mówił o tym, jak Jezus przebaczył swoim wrogom, zrozumiałem, jak daleki jestem od takiej postawy. Zwalczam moich przeciwników, zwłaszcza tych z obozu konserwatystów, nie przebaczając im. Z postawy Jezusa muszę jednak jeszcze dużo się nauczyć”.

JEZUS BYŁ KIEPSKIM SPRZEDAWCĄ

Ani razu nie odniosłem wrażenia, żeby Jezus kogokolwiek do czegoś zmuszał. Raczej wskazywał na konsekwencje pewnego wyboru, decyzję zaś pozostawiał całkowicie danej osobie. Pewnego razu dał na przykład kategoryczną odpowiedź bogatemu młodzieńcowi, a gdy ten nie zaakceptował jej i zdecydował się odejść, to jednak, jak czytamy w MAR. 10,21, „Jezus spojrzał nań z miłością”.

Krótko mówiąc, Jezus miał niewiarygodny szacunek dla ludzkiej wolności. Jak bardzo brakuje nam takiej postawy
w naszym życiu. Gdy w swoich przypowieściach zapraszał słuchaczy do naśladowania Go, używał przede wszystkim symboli o poważnej, często wręcz odstraszającej treści: jarzmo niewoli, kielich goryczy. Weźcie swój krzyż i chodźcie za Mną — mówił; chyba nigdy nie było bardziej nieatrakcyjnej propozycji. []

JEZUS NIE JEST KOŚCIOŁEM

Kiedyś do pokoju pastora przyszedł pewien student i oświadczył:
— Nie wierzę w Boga.
Na to pastor odparł rozbrajająco:
— Proszę mi powiedzieć, w jakiego rodzaju Boga pan nie wierzy. Być może w takiego Boga ja też bym chyba nie wierzył.

Wielu z tych, co unikają Jezusa, nie odrzuca wcale Jego, lecz fałszywe wyobrażenia o Nim, prezentowane przez chrześcijan. Świat osądza Go z powodu Kościoła, w którego historii odnajdujemy wyprawy krzyżowe, inkwizycję, stosy, prześladowania innowierców, konkwistę.

Aby poznać Jezusa, musiałem strzepnąć grubą warstwę kurzu i popiołu, którą pozostawił ten Kościół. W moim przypadku Jego obraz był zaciemniony rasizmem, nietolerancją i legalizmem Kościoła, do którego należałem. Każdy stoi w obliczu zupełnie innego procesu rekonstrukcji, „gdyż nie tylko kurz, lecz także zbyt duża ilość złota mogła zasłonić prawdziwą postać” Chrystusa — napisał jeden ze współczesnych teologów. Wielu ludzi, zrażonych do Kościoła, który oddalił się od Jezusa, przestaje w ogóle poszukiwać.

Życzę sobie, byśmy mogli jakoś odłożyć na bok historię chrześcijaństwa, pozbyć się niezliczonych warstw kościelnych komentarzy i po raz pierwszy skierować uwagę na tekst Pisma Świętego. Nie każdy przyjąłby Jezusa — tak było już za Jego czasów — ale przynajmniej ludzie nie odrzucaliby Go z niewłaściwych powodów.

Gdy udało mi się rozproszyć mgłę mojego własnego wychowania, która spowijała mnie tak długo, mój obraz Jezusa uległ wyraźnej zmianie. Wspaniały, nieposkromiony, łagodny, twórczy, miłosierny, święty, pełen miłości, nie do pokonania, niezwykle pokorny — Jezus wytrzyma każde badawcze spojrzenie. Jest takim Bogiem, jakiego tylko mogę sobie życzyć. []

ZNACZENIE TYCH, CO TWORZĄ CIAŁO CHRYSTUSA

Jezus już od samego początku przepowiadał swoją śmierć, abyśmy mogli zająć Jego miejsce. Żył wystarczająco długo, by zgromadzić wokół siebie naśladowców, którzy mogliby przekazywać dalej Jego poselstwo. Zabijać naukę Jezusa to tak jakby próbować zniszczyć nasiona mniszka lekarskiego, zdmuchując jego puchowe kule. To, co On przyniósł niewielu — łaskę, uzdrowienie, dobrą nowinę o miłości Bożej — teraz chrześcijanie mogą zanieść wszystkim. Jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze — powiedział Jezus — pojedynczym ziarnem zostaje, lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje.

Kiedy czytałem ewangelie, doszedłem do wniosku, że dla mnie wiara we wniebowstąpienie oznacza stoczenie największej walki. I nie stawiam sobie pytania: „Czy...?”, lecz: „Dlaczego się to zdarzyło?” Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie większym wyzwaniem niż wiara w zmartwychwstanie czy w pozostałe cuda. Dopuszczenie podobnej myśli do umysłu wydaje się dość dziwne. Nigdy nie czytałem książek, w których jest mowa o wątpliwościach co do wniebowstąpienia. Wydarzenia, które miały miejsce po odejściu Jezusa z ziemi trafiają w sedno mojej wiary. Czy nie byłoby lepiej, gdyby Jezus pozostał na ziemi, by nami kierować? Lepiej dla was, żebym Ja odszedł — wyjaśnił Chrystus uczniom, którzy postawili Mu to samo pytanie — bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie.
Jezus spełnił swoje zadanie, a gdy odszedł, teraz kolej na nas, ciało Chrystusa.

JEZUS STRZEŻE MOJEJ WIARY

„Dlaczego jestem chrześcijaninem?” — czasami zadaję sobie to pytanie, i aby być do końca szczerym, muszę podać dwa powody. Po pierwsze, z powodu braku innych, dobrych możliwości, a po drugie, z powodu osoby Jezusa.
Marcin Luter zachęcał swoich uczniów, by uciekali od Boga ukrytego do Jezusa, i teraz wiem dlaczego. Kiedy oglądam cenny obraz przez szkło powiększające, widok w środku szkła pozostaje jasny i klarowny, podczas gdy brzegi powoli się rozmywają. Nauczyłem się kierować szkło powiększające mojej wiary na Jezusa. Jestem skłonny poświęcać dużo czasu na rozgryzanie nierozwiązywalnych zagadnień typu problem cierpienia, czy konflikt pomiędzy wolnym wyborem a przeznaczeniem. Kiedy koncentruję się wyłącznie na nich, wszystko staje się mgliste, ale gdy spoglądam na Jezusa, obraz ponownie nabiera ostrości. []

Jezus dał nie filozoficzne, lecz egzystencjalne odpowiedzi na kwestię cierpienia. Nie dowiem się od Niego, po co istnieje zło, ale mogę się dowiedzieć, jak Bóg na nie reaguje. Jezus ukazuje Boga współczującego. Czytam w Biblii o Jezusie, który idzie do sióstr zmarłego przyjaciela, Łazarza, czy zatrzymuje się przy trędowatym, wypędzonym poza bramę miasta. Dlaczego Bóg nie wysłuchuje wszystkich moich modlitw? Nie wiem, lecz pociesza mnie świadomość, iż Jezusowi także znane było to uczucie. Modlił się całą noc, zanim wybrał swoich uczniów, a mimo to w grupie tej znalazł się mężczyzna o imieniu Judasz. W Getsemane padł na ziemię i prosił o jakąś inną drogę, ale takiej nie było. W istocie rzeczy Getsemane to historia pewnej modlitwy, która miała pozostać nie wysłuchana. Kielich goryczy nie ominął Go.

Nad pytaniem: „Jaki sens ma modlitwa, skoro Bóg i tak wszystko wie?”, jestem w stanie łamać sobie głowę dopóty, dopóki nie wpadnę w stan jakby duchowego paraliżu. Jezus wycisza takie pytania, mówiąc: „Jeżeli Ja uznałem potrzebę modlitwy, ty powinieneś uczynić to samo”.

Przede wszystkim koryguje On moje wykoślawione wyobrażenia o Bogu. Zdany na własne siły posługiwałbym się zgoła odmiennymi koncepcjami. Mój Bóg byłby statyczny, niezmienny, ale ze względu na Jezusa muszę zmieniać moje poglądy. Chrystus objawia Boga poszukującego nas, stwarzającego przestrzeń dla naszej wolności nawet kosztem śmierci swojego Syna, Boga, którego można zranić. Co więcej, objawił Boga, który jest miłością.

Czy ktoś z nas samodzielnie wpadłby na pomysł, aby przedstawić Boga kochającego, tęskniącego za tym, by stać się kochanym? Koran ani razu nie używa słowa „miłość” w odniesieniu do Boga. Arystoteles stwierdza zmieszany: „Byłoby przesadą, gdyby ktoś utrzymywał, że kocha Zeusa” lub odwrotnie, że Zeus kocha kogokolwiek z ludzi. Pismo Święte zapewnia: Bóg jest miłością, i podaje miłość jako najważniejszą przyczynę przyjścia Jezusa na ziemię: W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli.

Historia Jezusa jest historią świętą, historią miłości. Mieści w sobie również ból i rozczarowanie, dotyczące zarówno nas, jak i Zbawiciela. Lecz Jezus ucieleśnia obietnicę Boga, który gotowy jest na wszystko, aby odzyskać swoją rodzinę.

 
   

[]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 



 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank: BPH PBK VI/O w Warszawie, PLN: 11 1060 0076 0000 3200 0074 4691
Bank Swift ref. BPH KPL PK