Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > czytelnia > wywiady wydrukuj dokument tekstowy  
 
 
 

Jarek Wajk był wokalistą kultowego zespołu „Oddział Zamknięty” i idolem nastolatków. Dziś wyciąga narkomanów z dworca i śpiewa o tym, że narkotyki mogą zabić. Mówi: Miałem szczęście, uratowała mnie miłość. Ale co z tymi, którzy takiego szczęścia nie mają?

...Dworzec Centralny w Warszawie. Jarek zdarł na nim buty. Długie włosy, dżinsy, rozciągnięty sweter. Na początku policjanci brali go za dealera narkotyków i legitymowali na każdym kroku. Dzieje się tak zawsze, kiedy wśród narkomanów pojawia się ktoś nowy.
Jesienią ubiegłego roku spotkał tu Różę. Nie miała domu, przyjaciół, nawet dokumentu. Od szesnastego roku życia mieszkała na dworcach, ulicach. Pewnego razu usłyszał Różane „zabierz mnie stąd”.
Przychodził dzień w dzień, brał ją za rękę, rozmawiał, wsłuchiwał się w jej marzenia. Najpierw załatwił potrzebne papiery, potem szpital.

— Czułem, że Róża naprawdę chce z tego wyjść, że była szczera – mówi. Dziś Róża ma 21 lat i jest wolna od nałogu.

...Świetlica Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Legionowie - przytulisko dzieci i młodzieży z trudnych rodzin - szczelnie wypełniona. Kilkanaście par oczu wpatrzonych w Jarka. Przyjechał tu, żeby z nimi porozmawiać i zaśpiewać piosenki ze swojej nowej płyty „Tchnienie”. Piosenka „Jak”:

całujesz śmierć
a kiedy mija głód
obłoki karmisz snem
z wszystkiego co masz
najdroższy jest czas
a masz go coraz mniej

JAK MOGĘ POMÓC CI... POWIEDZ
JAK MOGĘ POMÓC CI...
NIE WIEM NAWET CZY CHCESZ...

Chłopak pod ścianą wzdycha. Dziewczyna przy oknie ociera ukradkiem łzę. Cisza. Wstaje jedna z nastolatek. Pyta:

— Gdyby spotkał pan na ulicy narkomankę, jak by jej pan pomógł?
Jarek opowiada o Róży, o chlebie który nosi na dworzec z grupą przyjaciół i o tym, jak powstała piosenka, którą śpiewał przed chwilą. A powstała tak: Odwiedził kiedyś przyjaciółkę, która przez 20 lat brała. Dziewczyna otwiera mu drzwi, a on widzi, że jest „na skręcie”. Próbując ukryć trzęsące się ręce, unika jego wzroku. Śmierć zabrała jej męża. Samotność i trwoga. Jak jej pomóc? Jak? To pytanie nie dawało mu spokoju. Wrócił do domu. Refleksje przełożył na słowa i dźwięki. []

— Dość szybko zrozumiałem, że nie można pomóc całemu światu. Wspieram Różę i jeszcze cztery inne dziewczyny, które stały się moimi przyjaciółkami. Przestałem oszukiwać się, że dam radę wesprzeć każdego.

...Próba Zespołu Integracyjnego „Bogu”. Kilkanaście osób skupionych w kręgu. Duzi i mali, starzy i młodzi (najstarsza Ela pamięta okupację, najmłodszy Pawełek ma dwa lata). Głuchoniemi lub niedosłyszący. Jarek śpiewa psalmy i gra na gitarze. Oni mu „akompaniują” – wymachują, klaszczą, stukają do taktu. Na koncertach też siadają w kręgu. Jarek – twarzą do zespołu, niemalże tyłem do widowni. Patrzy im w oczy. I – czyta radość. Pawełek, głuchoniemy, cały czas się uśmiecha.

— Mam nadzieję, że kiedyś powie, jeżeli nie własnym głosem, to gestem, jak bardzo to lubi. Po jednym z koncertów ktoś z widowni powiedział: Widać, że się kochacie. To najwspanialsza recenzja.
Zaczęło się tak: Zapytał kiedyś kolegę córki, tak z czystej ciekawości, o jego dom, o rodzinę. Chłopiec odpowiedział: moi rodzice nie słyszą. Odtąd Jarek zaczął dostrzegać podobnych ludzi wokół siebie. Zobaczył jak bardzo są odizolowani na swojej wyspie ciszy. Chłopiec nauczył go w języku miganym „dzień dobry”. I kiedyś Jarek w ten sposób przywitał się z grupą głuchoniemych. Ten jeden jego gest wystarczył, żeby wysłali mu tysiąc swoich - o tym, jak bardzo potrzebują takich kontaktów, jak źle im na tej wyspie.

Zaproszono go kiedyś do udziału w koncercie, w teatrze Roma. Pomyślał: To świetna okazja, żeby przełożyć rodzące się w sercu uczucie do głuchoniemych przyjaciół na język praktyki. I zaprosił ich do teatru. Stanisław, słyszący tylko dzięki aparatowi słuchowemu, tłumaczył pozostałym teksty piosenek. A oni promienieli ze szczęścia.

A potem ktoś opowiedział Jarkowi o chórze głuchoniemych na Łotwie i zapytał: nie mógłbyś coś takiego stworzyć w Warszawie? Na początku miał opory, ale zaczął szperać w szufladzie. Wyciągnął z niej nigdy niezagrane piosenki. Do jednej z nich dopasował słowa starej pieśni o Bogu i tak powstała pierwsza piosenka zespołu. Prosta, wzruszająca muzyka i cudowny balet rąk.

Marzenie Jarka: nauczyć się języka migowego. Móc „migać” tak dobrze, żeby – z jednej strony - tłumaczyć niesłyszącym niedostępny świat dźwięków, a z drugiej – samemu czerpać z tego świata pełnymi garściami.

— Bo to nie jest tak, że tylko ja im coś daję! Ja od nich ogromnie dużo biorę. To są bardzo wrażliwi ludzie o pięknych duszach. Nie słyszą a potrafią słuchać, nie mówią, a przekazują więcej niż niejeden z nas słyszących, rozgadanych ludzi.

TYLKO: NIE

Studio nagrań przy Kościele Adwentystów Dnia Siódmego w Podkowie Leśnej. Jarek pracuje tu nad nową wersją płyty „Tchnienie” i nagraniem debiutanckiej płyty grupy integracyjnej „Bogu”. Razem z muzykami, o których mówi, że są doskonali i wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. []

Róża parzy jaśminową herbatę, kroi sernik z brzoskwinią. Za oknem szumi las. Latem ptaki śpiewają tu jak oszalałe, pachnie żywicą. W wiosenny ranek czuć zapach budzącej się do życia ziemi.
Jarek: — Zakochałem się w takim życiu. W zapachach, kolorach, smakach przyrody.

Po koncercie gdzieś w Polsce - idzie na spacer. Odwiedza miejsca, w których był już nie raz, ale tak naprawdę odkrywa je na nowo. Z tamtych wizyt przed laty nic nie zostało.

— Rozmowy pijanych ludzi na całym świecie są takie same, kieliszki też - mówi. — Mam nowe, inne życie. Ale przecież nie do końca nowe: wróciłem do początku. Bo tacy jesteśmy jako dzieci: trzeźwi, wrażliwi, chłonni tego, co piękne.

Według niego nie można mówić: tak i nie. Istnieje tylko: tak lub nie. Walczy z teoriami, które mówią, że są groźne i mniej groźne narkotyki. Że jedne są „twarde”, a inne „miękkie”. Totalna bzdura — mówi. To przykrywka dla handlujących zalegalizowanymi narkotykami: alkoholem i papierosami i tych, którzy przygotowują grunt do wprowadzenia w oficjalny obieg kolejnych. Wszystkie prowadzą do jednego – do uzależnienia. Każdy eksperyment z narkotykami może skończyć się dramatem.

— Nawet najmniejszy krok w tamtym kierunku jest zagrożeniem dla duszy i dla ciała. Dym papierosowy przygotował moje płuca na dym marihuany i „chmurę” innych śmieci.
Rzucił palenie. Dzisiaj jest też wolny od alkoholu i wulgarnego słownictwa. Nie pije kawy. Zasmakował w jaśminie, dzikiej róży, mięcie.

— Jestem szczęśliwy... Dotykam Piękna Prostego, Czystego Życia.
Przy każdej okazji podkreśla: Jesteśmy odpowiedzialni za innych ludzi. Zwłaszcza my – dorośli, my - artyści. Mamy wielki wpływ na młodych ludzi. Pokazujemy jak żyć. Każdy z nas jest drogowskazem dla kogoś innego. Jaki kierunek wskazujemy?

— Choćbym nie wiem, jak pięknie mówił o życiu i miłości, a pił, ćpał, przeklinał, młody człowiek kupi to, co będę robił, a nie to, co będę mówił. Czyny są ważniejsze niż słowa.

NIE DOCENIA SIĘ TEGO, CO PRZYCHODZI ŁATWO

Pierwszy kontakt z muzyką?
— Mój rodzinny dom. Śpiewałem od dziecka. Rodzice zapisali mnie na lekcje gry na pianinie. Ale w naszym domu nie było instrumentu. Mama, za radą nauczycielki muzyki, rysowała klawiaturę na papierze, pod kartkę kładła koc. Zniechęciłem się do grania naciskając bezdźwięczne klawisze. []

Długo szukał swojego miejsca w życiu. Może piłka nożna? (Przez jakiś czas jest zawodnikiem krakowskiej Wisły). Może studia? (Zaczyna rehabilitację na AWF w Warszawie). Może jednak granie i śpiewanie? (Zespoły: Collage, DAAB, The Lizzardds`Day). Może... Czas poszukiwań to cudowny okres w życiu. Łatwo jednak zabłądzić.

— W The Lizzard`Day graliśmy mroczną, a zarazem piękną i oryginalną muzykę. Towarzyszyła nam jednak atmosfera autodestrukcji. Alkohol, „apteka”, szamaństwa, duchów. Droga do śmierci, a w najlepszym wypadku do samotności. Życie ulic i bram. Na wyciągnięcie ręki pełen miłości dom i kochający mnie ludzie... a z drugiej strony ciekawość i naiwne oczekiwanie piękna w rejonach, w których jest ono tylko obiecane, ale nigdy go tam nie znajdziesz. Dlatego dzisiaj śpiewa:

...ulica nie ma końca... szepczą kuszą
usta bram
w podwórkach tyle słońca...
proszę nie wchodź tam... nie
wchodź
...podwórka całe w trawie...a czasem
pada słodki śnieg
złota karuzela... kręci dzieci na
śmierć
...kręci dzieci na śmierć
...proszę... nie wchodź tam

— Dotykałem wielu rzeczy. Muzyka, sport, języki. Były to dary z samego Nieba. Specjalnie dla mnie. Nie rozumiałem tego. Kiedy coś przychodzi łatwo, to się tego nie docenia. Darami mogą być też ludzie. Zwracają się do ciebie z otwartym sercem, a ty, bardziej lub mniej świadomie, depczesz ich miłość do ciebie. Jestem kimś, kto niejeden raz podeptał relacje z ludźmi.

Takie wspomnienie: Tata siada na brzegu jego łóżka i pyta z przejęciem: — Jarek, co się z tobą dzieje? Powiedz, jestem ciekawy, martwię się. Zero reakcji. Mama pochyla się nad jego problemem (dziewczyna, szkoła). A on rzuca coś w locie i już gdzieś gna.

— Nie dawałem szansy bliskim na zbliżenie się do mojego świata – ocenia dzisiaj. — Byłem przemądrzały. Wszystko chciałem robić po swojemu. A młody człowiek pozbawiony życzliwego doświadczenia innych, bez ugruntowanej wiary, jest skazany na to, że się zgubi.

LIDIA MOJA MIŁOŚĆ

Bez córki Marty i żony Lidii nie byłbym w stanie robić tego, co robię - mówi Jarek Wajk.O niej śpiewa piosenki i mówi na spotkaniach z młodzieżą.
— Bez Lidii nie byłoby żadnej obecnej mojej chwili: ani muzyki, ani wypraw na dworzec, ani spotkań z ludźmi. To wielki skarb móc dostawać od drugiej osoby tyle siły, tyle spokoju. Naszego związku nie pokonała ani bieda, ani to, że otoczenie nie rozumiało naszych przekonań, wyborów. []

Spotkał ją w bardzo trudnym momencie życia. Pomyślał: Chciałbym, żeby właśnie taka była moja żona. Tak dobra, życzliwa, mądra. Był blisko Lidii przez kilka miesięcy. Nie podzielił się wprost swoimi marzeniami. Nie otworzył się. Postanowił ofiarować jej swoje wiersze. Żeby w ten sposób dowiedziała się, że jest na świecie ktoś, kto ją kocha. Nie przyszło mu do głowy, że ona może też żywić jakieś uczucie do niego.

— Często tak robimy: nie dajemy drugiemu człowiekowi możliwości wyjawienia tego, co czuje. I sami za niego decydujemy, myślimy i mówimy. Ja też popełniłem taki błąd. Wymyśliłem sobie, że tymi wierszami się z nią żegnam. Ale coś mi kazało dołączyć do nich kartkę ze zdaniem: „Resztę dopowiem”. Dopowiadam do dziś. Są ze sobą 14 lat.

— Przeszliśmy dużo trudnych momentów, ale jesteśmy w sobie naprawdę rozkochani. To bardzo głęboka miłość. Na zawsze. Lidia jest moją największą przyjaciółką. Dba o nasz dom. Pamięta o świeżych kwiatach w wazonie, o dobrym obiedzie. Wyszywane serduszka Lidii cieszą oczy przyjaciół. Jej praca zawodowa jest ciężka, często niewdzięczna, ale Lidia tu właśnie czuje się potrzebna, spełniona w niesieniu pomocy, otoczona sympatią ludzi. Prowadzi zajęcia terapeutyczne w jednym z oddziałów Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Ma ugruntowane poglądy, jest niezależna. Nigdy nie przyjęła postawy fanki. Gdy wracałem do domu, nie składała rąk do oklasków, tylko mówiła: „Dobrze, że jesteś. Trzeba pójść na wywiadówkę, zrobić zakupy, załatwić to czy owo”. Jestem jej za to wdzięczny, choć czasem odzywał się we mnie chłopiec z plakatu i czuł się tym dotknięty.

MARTA MOJE SZCZĘŚCIE

Marta ma 12 lat. Jarek jest z niej dumny.
— Kocham jej wrażliwość. Jeden z jej listów, tak... oprócz rozmów Marta komunikuje się z nami przez listy, dał mi ostatnio ogromne skrzydła. Skrzydła Chęci Do Życia. Marta śpiewa w zespole integracyjnym, który prowadzę. Razem z Lidią pomagała mi w „dworcowych wyprawach”. Kocha ludzi i zwierzęta. Moja córka... Szczęście.

CHŁOPIEC Z PLAKATU

Czas grania i śpiewania w „Oddziale zamkniętym” to okres wielkiej popularności i – jeszcze większej samotności. Kolejny sztuczny raj. Z jednej strony – wywiady, autografy, rozrywkowe życie, z drugiej – poczucie, że to jedno wielkie oszustwo.

— Mocno wierzę w to, że uratowała mnie miłość. Świadomość tego, że jest Lidia, że są Rodzice, którzy mnie kochają, że jest Bóg, do którego zawsze mogę się zwrócić. Moi bliscy, Dziadkowie, którzy już niestety odeszli, nauczyciele - oni wszyscy wpoili mi prawdziwy obraz życia, czyli życie trzeźwe, pełne miłości i szacunku do drugiego człowieka, rozmów z Bogiem. Kiedy robiłem jakieś świństwo, wiedziałem, że to jest świństwo. To był mój hamulec. Nie pozwolił mi spaść na samo dno. Jestem szczęśliwy, że miałem taki hamulec, że docierało do mnie to, jak bardzo kaleczę życie. Dlatego w chwilach spadania czułem się potwornie smutny i samotny. Ale te chwile budowały mój dzisiejszy dzień.
Na plakacie z lat dziewięćdziesiątych Jarek ma twarz stuprocentowego rockmana. []

— Ale to nie była moja prawdziwa twarz. To była maska. Śpiewałem na scenie piękne piosenki o miłości, a schodziłem ze sceny i... mój Dom płakał z mojego powodu. I wiecznie gdzieś uciekałem.
Jedna z tych ucieczek: Wraca do domu po koncercie i słyszy takie oto słowa Lidii, wypowiedziane spokojnie, ale poważnie: — Musimy porozmawiać.

On zamiast usiąść i wysłuchać, co Lidia ma mu do powiedzenia, myśli tylko o jednym: pewnie powie, że ma dość takiego związku. Łapie więc za kosz i mówi: „Zaraz, tylko wyrzucę śmieci.”

— Tak bardzo zależało mi na naszym związku, a tak nieporadnie stawiałem kroki w tym kierunku.
Wyrzucić śmieci. Jakby to było najważniejsze! Siada pod krzakiem bzu i modli się o dom. Wraca uspokojony.

— Będziemy mieli dziecko – mówi Lidia. Bóg wysłuchał prośby Jarka.
Kolejna ucieczka, tym razem z „Oddziału Zamkniętego”, w którym nie mógł się odnaleźć – do Szwecji. Pracuje tam w firmie ogrodniczej. Sadzi drzewa, pielęgnuje kwiaty, poznaje ludzi. Wytrzymuje półtora roku. Ucieka od świata fikcji, pozorów, sztucznego szczęścia tamtejszej Polonii. I ucieczka, której nie może sobie darować: Do „Oddziału Zamkniętego” (w którym znów zaczął śpiewać już po powrocie ze Szwecji) przyszedł nowy basista.

— Uciekłem od rozmowy, o której marzyłem całe życie. Wśród setek płytkich pogawędek, powierzchownych dyskusji, tęskniłem do rozmowy głębokiej, właśnie z kimś z zespołu. Waldek Kuleczka, jeden z muzyków „Oddziału Zamkniętego”, mówił mi o tym, co, a raczej kto, był dla niego inspiracją do rzucenia palenia papierosów. Chciał się podzielić ze mną swoja radością, wiarą... Jak w lustrze zacząłem widzieć moje problemy. Uciekłem od tamtej Ważnej Rozmowy.

Nie można jednak uciec od samego siebie. Przychodzi moment, w którym trzeba stanąć przed problemem, nazwać go i przyznać, że to jest nasz osobisty problem. Dopiero wtedy można się z nim zmierzyć.
W 1993 roku Jarek poznaje Ryśka Riedla, legendarnego wokalistę zespołu Dżem. (Zmarł rok później po przedawkowaniu narkotyków). Ich ścieżki krzyżują się.

— Był człowiekiem, który wlókł za sobą tragedię. Świetnie śpiewał, ale żył na krawędzi. Napisaliśmy sobie pewnego dnia wzajemne życzenia, marzenia. Wiele z nich spełniło się w moim życiu... Rysiek umarł.
Dużo rozmyślał o tej tragedii. Myślał o karierze, która bywa tak krucha i ulotna. O kruchym i ulotnym życiu. Zobaczył jak daleko odszedł od domu, od ludzi, którym wyznawał miłość, jak dużo traci zabijając siebie.

WSZYSTKO, CO NAJWAŻNIEJSZE

Powoli dojrzał do tego, żeby powiedzieć sobie: koniec, odchodzę. Pięć lat temu definitywnie rozstał się z „Oddziałem Zamkniętym”. Pisze, komponuje, czyta Biblię. Przyjął chrzest i jest członkiem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Gra i śpiewa małe recitale w szkołach, galeriach, kościołach. Jest niezależny. Ale to nie znaczy, że nie chciałby śpiewać dla szerokiej publiczności. []

— Czekam na dużą scenę. Cierpliwie.

Zespół integracyjny „Bogu”. Nie słyszą, a potrafią słuchać. Nie mówią, a przekazują więcej niż niejeden ze słyszących. Koncert w Starej Prochowni w Warszawie.Buduje nowy zespół: akustyczno–elektryczne granie, elementy bluesa, ballady. Współpracuje z Marią Pałubą z Galerii „Amici di Tworki”, psychiatrą specjalizującą się w arteterapii – czyli leczeniu poprzez sztukę. Ma pomysł koncertów wykraczających poza warstwę dźwiękowa i tekstową, chce wykorzystać obrazy przyjaciela Jampolskiego. Koncerty grupy „Bogu” to też forma spektaklu łączącego obraz, słowo, muzykę i ruch. Muzyka jest dla Jarka teraz ważna, ale nie najważniejsza. Najważniejsze są spotkania z Bogiem i człowiekiem.

— Przestało mnie interesować śpiewanie dla samego śpiewania. Chcę, żeby wynikało z tego coś dobrego dla innych. Śpiewam i zajmuję się ludźmi, którzy turlają się po dworcu i ulicach mojej, dziś tak momentami obcej i niebezpiecznej Warszawy. To wszystko w moim życiu się przenika, uzupełnia. Tak ma być.

Jarek wie, jak mało kto, że największą sztuką jest uchronić młodych ludzi przed dworcem. Wymyślił więc swój autorski program profilaktyki uzależnień. Jednym z jego elementów jest płyta „Tchnienie”. Zaprosił do jej nagrania Danutę Stenkę i Artura Żmijewskiego.  Aktorzy recytują wiersze i fargmenty pamiętnika Tomka Radziejewskiego, przyjaciela Jarka, poety, o którym mówi: „To jeden z rozbitków na planecie Ziemia”.

Inne programy antynarkotykowe mają swój początek i koniec. Narkomanów leczy się, a potem zostawia samym sobie. Często wracają na dworzec. Jak nie wierzyli w siebie, tak nie wierzą. Jak nie mieli przyjaźni, tak w dalszym ciągu są jej pozbawieni. Wyprani z dobrych uczuć, zastraszeni, nieufni. Tak działa przestarzały system zwalczania uzależnień.

— Marek Kotański po wielu latach prowadzenia terapii „twardej ręki”, zaczął mówić o potrzebie działania w miłości względem drugiego człowieka. To jest, moim zdaniem, właściwa droga, ale obawiam się, że stary i chory system jest obecnie większy od swojego twórcy. Wciąż brakuje alternatywy.
Projekt Jarka opiera się na budowaniu poczucia wartości młodego człowieka, na wzmacnianiu tego, co w nim dobre. I nie dzieli ludzi na ćpunów i zdrowych. Jarek bardzo nie lubi tych podziałów.

— Sam doświadczyłem, jak bardzo cienka jest ta granica między tym, co normalne, a patologiczne. Na drugą stronę można przejść nie wiedząc jak to się stało i kiedy. Wystarczy zawiedziona miłość, nierozwiązany szkolny czy zawodowy problem. A nie każdy potrafi wyjść stamtąd o własnych siłach. []

Jarek marzył, żeby program trafił do miast i miasteczek w całej Polsce. Cierpi, bo to się nie udało. Pojedynczemu człowiekowi trudno się przebić. Ale może uda się teraz, kiedy założył Stowarzyszenie Integracyjne „Jutro jest”. Liczy na wsparcie wszystkich ludzi dobrej woli, w tym sponsorów. W skromnym domu rodziców, w jednej z podwarszawskich miejscowości, pragnie zrobić trzy rzeczy: kuchnię, w której będą gotowane posiłki dla dworcowych narkomanów, sale zajęć terapeutycznych dla swoich głuchych przyjaciół oraz bezpieczny na zawsze pokój dla Róży. Szuka pomocy w zaprojektowaniu przebudowy parteru domu.

Na razie przyjął założenie: Jedzie tam, gdzie są życzliwi i otwarci ludzi. Na przykład do Legionowa. W tamtejszym oddziale TPD pracują Marzena Litwinek i Ewa Majka, dziewczyny, które naprawdę coś robią dla młodzieży. Legionowo to także Lena i Robert Olkuccy, współwłaściciele szkoły niepublicznej oraz Maria Brzózek prowadząca filię Chrześcijańskiej Służby Charytatywnej, Jolanata Gryz z tamtejszej komendy policji. Wszyscy życzliwie wspierają inicjatywy Jarka

— Pojadę wszędzie, żeby zagrać i pogadać z ludźmi, jeżeli tylko będę wiedział, że moje piosenki i doświadczenia są potrzebne.
Na spotkaniach nie puszcza do młodzieży oka i nie stara się mówić ich językiem. Przyznaje otwarcie, że ma 38 lat i bagaż trudnych doświadczeń za sobą.

— Niczego nie udaję. Mówię im, co myślę, a oni mogą to przyjąć, albo odrzucić. Najważniejsze są otwarte, szczere sytuacje. Tylko wtedy można zbudować prawdziwą relację.
W Legionowie opowiada przede wszystkich o tym, co sam przeżył i widział. Między innymi o koledze z podstawówki, który już wtedy używał strzykawki, co w tamtych czasach było absolutną nowością.

— Widziałem, co zrobiły z nim narkotyki. Zniknął ze szkoły. I nigdy nie zapomnę, jak potem spotkałem go na ulicy. Szedł z mamą. Podszedłem, chciałem zapytać, co słychać, a ona zasłoniła go swoim ciałem. Bała się każdego, kto zbliżał się do jej syna. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Obraz tych dwojga przerażonych ludzi chronił mnie przed strzykawką. Skutecznie.

Młodzi ludzie słuchają go z uwagą. Widać, że wiedzą, o czym mowa. Większość z nich niejedno już przeszła. Jarek nie boi się mówić rzeczy niepopularnych: Kiedy dałeś siebie mamie, tacie, komuś na ulicy, twojej dziewczynie, czy chłopcu? Narzekacie: nikt się mną nie interesuje? Często tak jest. Ale czy wy interesujecie się tym, co czują, myślą wasi rodzice? Czy przyszliście choć raz do ojca z pytaniem: pomóc ci tato? Myślicie, że pijani ojcowie czy matki to szczęśliwi ludzie? Nie bądźcie egoistami... będziecie spokojni i radośni.

— Czasem wystarczy słowo, gest... Małe rzeczy budują wielkie sprawy, wierzcie mi... Dopiero dziś mam coś naprawdę do powiedzenia drugiemu człowiekowi. Zaprzyjaźniony z Bogiem, więcej słyszę i widzę. Kiedyś myślałem tylko o sobie. Teraz, na ile starcza mi sił, daję siebie Drugiemu Człowiekowi.

Tekst: Alina Gutek, reportaż ukazał się w: „Zwierciadło”, nr 05/1867 maj 2002 r.
Zdjęcia: Irek Kamieniak
Kontakt z Jarkiem za pośrednictwem autorki (alina.gutek@zwierciadlo.pl) lub przez stronę www.kdm.pl/wajk; wajk.kdm.pl.

 

Utwory muzyczne wspomniane w reportażu

Utwór „Jak” z płyty „Tchnienie” POBIERZ  [ 04:12, 3.83 MB, stereo]
Utwór „Bogu” z płyty „Bogu” POBIERZ  [ 04:29, 4.08 MB, stereo]


Materiały multimedialne udostępnione dzięki uprzejmości Jarka Wajka.
© 2002 Jarek Wajk

Jeśli pragniesz pobrać plik do swojego komputera, kliknij na hiperłącze prawym
klawiszem myszki i wybierz z menu „Zapisz element docelowy jako...”.
Pliku
dźwiękowego możesz od razu posłuchać robiąc to samo, ale wybierając „Otwórz”. (IE)

 
   

[]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 



 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank: BPH PBK VI/O w Warszawie, PLN: 11 1060 0076 0000 3200 0074 4691
Bank Swift ref. BPH KPL PK